wtorek, 28 lutego 2012

Operacja „lokal”

Operacja „lokal”

W sytuacji gdy ktoś z waszego rodzeństwa wcześniej przyjmował                                                                     
weselnych gości. Macie w ten sposób sprawdzony loka i teraz
rodzicie proponują wam powtórkę z rozrywki w tym samym miejscu.
Co wtedy?
Co najmniej jedno z was było na tym weselu i ma także swoją
opinię na ten temat. Gdy uważacie jednak, ze to niezupełnie, to
wymarzone miejsce i klimat, zaproponujcie własne rozwiązania,
przedstawcie swoje propozycje.
Jeżeli to właśnie rodzice są głównymi sponsorami waszego przy-
jęcia i są przekonani, że nigdzie indziej, tylko właśnie tu, a wy nie
podzielacie tego zdania wtedy pojawia się problem. Argumenty
rodziców, to przede wszystkim ogólne zadowolenie z przyjęcia,
w którym wcześniej uczestniczyli. Odpowiednia cena,
sprawdzona kuchnia, obsługa, wygodna powierzchnia
lokalu, pochwały innych uczestników wesela.
Jeżeli chcecie rywalizować z tym pomysłem, musicie przedstawić
swoją propozycję i swoje argumenty nie będzie łatwo.
Pokażcie rodzicom, że wasza propozycja może się mieścić w tej
samej cenie. Zróbcie im niespodziankę.                                             

                                                                                                  wyciągnijcie Asa z rękawa

Zaproście ich na obiad do miejsca w którym zechcecie przyjąć
swoich gości. To także okazja, żeby spokojnie porozmawiać,
przedstawić atuty nowego miejsca. Jeżeli jesteście bardzo przekonani
do tego miejsca i właśnie tu pragniecie przyjąć weselnych
gości, zaplanujcie wcześniej całe zdarzenie. Można przecież umówić
się z restauratorem, kucharzem, kelnerem i kim tam jeszcze.
Wprowadźcie ich w tajniki oczekiwanej zamiany miejsc Powinni
chwycić ten pomysł i pójść wam na rękę, może nawet coś podpowiedzą.
To także ich interes.
  Rodzice wyrazili zgodę na wspólny obiad poza                                                                                   

                                                                                                     pofantazjujmy

domem. Już w progu restauracji wita was elegancko „znajomy”
kelner. Oczywiście najlepszy stolik, dziś odświętnie nakryty, oczekuje
zapowiedzianych gości. Menu mogliście ustalić wcześniej
ale chyba lepszym rozwiązaniem jest wybieranie dań z karty.
 To okazja do zapoznania się z ofertą kulinarną lokalu, a przy okazji
wasi goście mogą zamówić właśnie to, na co w danej chwili będą
mieli ochotę (takie spełnienie smakowych marzeń czy zachcianki,
będzie dodatkowo działało na waszą korzyść). W oczekiwaniu
na podanie posiłku rozpocznijcie rozmowę o przygotowaniach do
ślubu, co rusz zgrabnie kierując ja na temat dla was w tej chwili
najważniejszy.
Jeszcze wszyscy nie odłożyli sztućców, kiedy przy stoliku pojawił
się elegancki mężczyzna. Uśmiechnął się do nas i przedstawił:
− Andrzej Gorący, jestem właścicielem tej restauracji. Czy
smakują Państwu nasze potrawy?

Fot. Wzgórze Toskanii

 Jednogłośnie przytaknęliśmy:
− Taaak!
Kolejny punkt dla was − smakowało.
Z głośników cały czas dobiega muzyka, ale teraz jakby głośniejsza...
to ten hitowy numer z młodości rodziców. Oboje uwielbiają
ten kawałek, dobrze że przynieśliśmy właśnie tę taśmę. Barman
uruchomił nagranie w odpowiednim momencie.                                                                               
Rodzice: − Tą muzyką zrobili nam niezłą frajdę. Przytuliliśmy
się do siebie, a takty muzyki wydobywały z pamięci tamten czas...
Piosenka ta towarzyszyła nam zawsze, od pierwszej wspólnie
przetańczonej randki.
Jeszcze na dobre nie otrząsnęli się ze wspomnień, kiedy pojawił
się kelner, a przed nami, trzeba powiedzieć ogromne wazy
− wypełnione lodami, wszelkim dostępnym owocem, bitą śmietaną,
sosem czekoladowym i innymi słodkimi cudami.
 To deser „dla zakochanych” – wyjaśnił nam kelner − specjalny prezent
 Dla Państwa od szefa lokalu!
Zgiął się w ukłonie i zniknął. Dwie misy z deserem, cztery łyżeczki
i cztery widelczyki, stały na naszym stole na znak, że to
się śniło. Atrakcji było co nie miara, okazało się, że jedna porcja
deseru, przypada na jedną parę zakochanych. Cały czar pomysłu
polegał na tym, że zakochani konsumowali słodkie do nieprzyzwoitości
danie...


     we dwoje z jednej miski,                                                                                           Fot. Rafał Wegiel
    ale każdy swoją
    łyżeczką...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz